Pożegnałam się z Katy i pobiegłam do swojej jaskini.Na niebie zaczynały migotać już maleńkie światełka, które się nazywa gwiazdami.Przy wejściu do swojej jaskini wdrapałam się na szczyt jednego z największych głazów, po czym na nim przysiadłam. Zadarłam głowę wysoko do góry i wpatrywałam się w świecące dusze.Jedna gwiazda świeciła bardzo mocnym światłem.
-Cześć Golden, jak tam kolejny dzień i wędrówka po gwiezdnej drodze?Tęsknie za tobą, nie wiesz nawet jak bardzo.Spotkałam dziś nową przyjaciółkę i studiuje medycynę jak poradziłaś, a medalion czyni mnie innym wilkiem, nie wyglądam w tedy jak ja, a może na odwrót dopiero wyglądam jak ja.Jestem w tedy podobna do ciebie.Już czasem się gubię we własnej skórze, może to mnie przerasta.Ale podarowałaś mi ten dar i muszę się o niego troszczyć, przepłaciłaś za niego życiem siostrzyczko.A może z góry widziałaś gdzieś wędrującego Saccera?Właśnie Saccer gdzie ty się podziewasz? Obiecałeś, że wyruszysz do swojej rodzinnej watahy, ale wrócisz.Eh... Dobrze Golden muszę już iść.żegnaj Golden, do jutra!
Zeskoczyłam z głazu i wbiegłam do środka jaskini alf i powędrowałam tunelem do swojej jaskini. Wskoczyłam na posłanie, zwinęłam się w kłębek i usnęłam.Sen miałam niespokojny, znów pojawiały się chore wizje, martwa Golden i Jego uśmiech, jego szyderczy uśmiech i ja, nie mogę się poruszyć, nie mogę nic zrobić, kompletnie nic, jestem w pułapce, a dookoła szczątki tego co pozostało, duszący dym, przeżerający ciało i pisk.Pustkowie. Zrywam się zbudzona własnym krzykiem.Rozglądam się gdzie jestem, czy mary senne już odeszły.Nie mogę spać, muszę stąd iść.
Wyszłam ze swojej jaskini i udałam się do jeziora, które jest wewnątrz jaskini i przy których roją się błękitne motyle.Siadam na brzegu i jedną łapą sunę po tafli wody.Szum wody delikatnie koi swym śpiewem uszy.Pod nosem zaczynam sobie nucić jedną z melodii gdy biegam po polanie, a przyroda budzi się do życia.Czuję zapach kwiatów, smak słodkich jagód, źdźbła trawy łaskoczące w łapy. Odpływam stąd ze snem.Próbuję tak uspokoić swoje myśli i zmysły, zmusić siebie w pewien sposób do snu.
-Roksi? Roksi żyjesz?
Otwieram ociężałe powieki, dociera do nich smuga światła, jakaś postać.Przecieram je i próbuje wstać, ale czuję że zamiast stać na twardej powierzchni leżę w wodzie.Zanurzam głowę, wyjmuje ją i dopiero mam jasny pogląd na sytuację.
-Katy? Cześć-ma wypowiedź kończy się długim ziewnięciem
-dlaczego śpisz tu, a nie w swojej jaskini, szukałam cię i gdy miałam już wychodzić znalazłam cię tu.
-niespokojna noc i przyszłam tutaj się odprężyć i zdrzemnąć, ale chyba sen był silniejszy i zwalił mnie z nóg.
-a co się dzieje?
-nic takiego, koszmar jakiś, chodźmy zjemy coś
-dobrze
-tylko śniadanie będzie trochę inne niż zwykle
-no dobrze, a nie otruje się
-spokojnie, to jest bardzo dobre
Poszłyśmy do mojej jaskini, Katy zajęła miejsce przy ala stoliku, a ja zniknęłam w spiżarce.Rozpaliłam ogień w piecyku i do kotła z wodą wrzuciłam zioła.Wyjęłam powidła i rozsmarowałam je na plackach z miazgi orzechów, ziół i przypraw.Napar i placki zaniosłam na stół.
-Podano do stołu,Smacznego!
(Katy?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz