piątek, 6 lutego 2015
Od Merle C.D Katy, Ifus
Sięgnęłam do pasa i wyjęłam moje sztylety.W ciszy obserwowałam co się dzieje dookoła, tak jak wypatruje się zwierzyny.Wyczuwałam czyjąś obecność.Czułam jego oddech, jego bicie serca.Cisze niosła w sobie niepokój, a tylko wiatr ocierał się o zaśnieżone gałęzie drzew.Katy stała obok mnie i też wpatrywałaś się w coś czego tak na prawdę nie ma, ale jest tu obecne.W każdej chwili byłam gotów posłać sztylet w stronę intruza.W myślach tylko przewijało mi się słowo "dopaść". Zwykłe słowo sprawiło mi to, że zaczęłam dogłębnie myśleć o jego znaczeniu.Dopaść, dopadnę, dopadnie, dopadną, dopadniemy. Całe ten wielki kłębek jednego słowa. Czy to ze mną coś jest nie tak.Dopadnie nas, my go dopadniemy, oni nad dopadną, my ich dopadnie.Koniec z tym! Koniec!Krzyk w mej głowie nie wydobył się i nie zakłócił tej cholernej ciszy.
Ciało moje drży, mętlik w głowie, instynkt wariuje.Jakieś sceny z życia zaczęły mi stawać przed oczami.Co ze mną nie tak?
I nagle...Me cierpienia w tej ciszy dobiegły końca, gdy koło mojego ucha świsnęła strzała i jak w spowolnionym tempie rozpadła się pod ostrzem sztyletu. Znany mi śmiech dobiegł do moich uszu.Z drzewa zeskoczyła Draggy.Stałam jak by moje nogi, moje ciało, pokryła warstwa zaschniętego betonu. Próbowałam jakoś to wszystko posklejać ze sobą, ale nic nie pasowało do siebie.To nie Draggy miała by nas dopaść, to nie ona wywołała mój mętlik, ich musiało być kilku.
-To nie możliwe!
-wiem wiem siostrzyczko nie wierzysz, ale to ja we własnej osobie!No jak tam idą ci łowy?
Stałam nadal w tym betonie, on dzielił mnie od tego co działo się na zewnątrz. Stygł w mojej głowie, coraz bardziej dokuczając nie pozwalając na wyciągnięcie dobrych wniosków.
-Merle wszystko w porządku?
Moje ciało, mój nos, mój instynkt nie mylił się, ale mógłby. To nie może być prawdą.Nie dlaczego? Dlaczego znów to się dzieje, czego oni chcą, czego tu szukają, niech wyniosą się stąd.
-Merle żyjesz ty! Merle!- Draggy zaczęła mną potrząsać
Nie mogą tu wrócić, nie pozwolę na to, nie nie
-Nie!
-Merle już dobrze, spokojnie.
Powoli gruba warstwa betonu zaczęła ze mnie spadać. Już rozumiałam, a raczej próbowałam zrozumieć co do mnie mówiono.Wrzaski te były równie okropne jak te wywołane przez moje myśli. Piskliwy dźwięk huczał w moich uszach. Mój mózg zaczął wreszcie odnajdywać się w teraźniejszości zewnętrznej. Draggy mną potrząsała, nawet tłukła mnie po twarzy. Katy zatroskana patrzyła na mnie i coś mówiła.Słońce odbijające się od śniegu kuło mnie w oczy.Zaczęłam na spokojnie analizować co się dzieje.W końcu wydobyłam jakiś głos z mojego gardła.
-jestem
-no nareszcie
-a gdzie byłaś?-obie spojrzały na mnie jak by mnie pierwszy raz na oczy widziały
-przepraszam, muszę ochłonąć
Pobiegłam w stronę rzeki i bez chwili wahania wskoczyłam do niej.Lodowata woda pobudziła moje myśli.Całkowicie zapomniałam o biegnących za mną Katy i Draggy.
-Merle już wszystko w porządku?
-n..ni.. tak
-to dobrze
-To chodź Katy idziemy na trening, a ty Draggy idź do domu i uważaj na siebie
-a czy na pewno chcesz dzisiaj trenować, może odpocznij?Trening może zaczekać do jutra.
-nie na prawdę nic mi nie jest.
-ale Merle nie wyglądasz najlepiej
-aż tak źle ze mną?
-moim zdaniem powinnaś odpocząć, a ja tu sama potrenuje
-to chociaz pokaże ci co masz trenować i jutro mi zaprezentujesz
-no dobrze
Poszłyśmy na pole treningowe i pokazałam Katy jeden z moich dobrych ataków bez broni.Chodzi w nim by zdezorientować przeciwnika i wykonać odpowiednią serię ciosów. Zaprezentowałam to Katy i zaczęła trenować ciosy na worku treningowym.
-Dobrze Merle to idź i odpocznij
-poradzisz sobie?
-oczywiście
-no to do jutra
-do jutra
Pobiegłam w stronę swojej jaskini, a te podłe myśli znów do mnie wracały.Czy one były prawdziwy? Czy moje przypuszczenia mogą się wydarzyć w praktyce?Te pytania cały czas mnie dręczyły.Kto by mógł mi w tym pomóc? Ifus!
Po szybkich namyśleniach pobiegłam w stronę jaskini Ifus.Wbiegłam do wejścia i od progu zaczęłam wykrzykiwać jej imię.Na szczęście była w jaskini.
-Co się dzieje?
-Hej Ifus
-o cześć Merle, co cię do mnie sprowadza?
-myślę, że może będziesz potrafiła mi pomóc.
-no dobrze to co takiego?
-Dzisiaj gdy trenowałam łowiectwo z Katy, ktoś zaczął nas obserwować. Wyczułam ich obecność, znałam ten zapach, mój instynkt zaczął mi coś wskazywać, me myśli zaczęły szaleć. Iiii tak mi się wydaje, a wręcz jestem pewna kto to był.
-Kto taki?
-Ci sami co wtargnęli da naszej rodzinnej watahy i zniszczyli ją doszczętnie, oni zabrali moją matkę.Oni są wygnańcami Vaa..a..ltora.Oni uczyli się jak zabijać w jego szkole, a później odważyli się mu sprzeciwić, a on ich wygnał.Stworzyli watahę.Oni teraz są do wszystkiego zdolni, nic im nie stoi na przeszkodzie, obrócą w pył co ze chcą. I obawiam się, że oni coś planują.Przywlekły się tu te parszywce, nienażarte kundle.Obserwowały nas.Oni na pewno wiedzieli kim ja jestem. Czego oni tu szukają?Ja nie chce by znowu ktoś cierpiał, nie chce bitew, ale oni tu węszą.A moje przypuszczenia są takie, że chcą krwi.
(Ifus?)
(Katy resztę o treningu napisze w następnym opowiadaniu.)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz