-Spacerowałam sobie po lesie, by trochę poćwiczyć żywioł wody. Gdy
zobaczyłam miejsce, w którym codziennie ćwiczę swoje sztuczki, ujrzałam
jakieś dziwne stwory, prawdopodobnie to były akurat te hieny. Chciałam
je przegonić z mojego miejsca ćwiczeń, gdy nagle jeden z tych stworów
wskoczyło na mnie, ale zanim on dotknął mnie swym pazurem, wykorzystałam
tą chwilę, aby użyć magii wody. - opowiadałam - Wylałam całą wodę
znajdująca się w powietrzu, gdy nagle ten potwór hieno-podobny rozsypał
się. Zobaczyłam, jak inne hieny patrzyły na tą górkę pyłu, i
zrozumiałam, iż to był ich wódz. Zmutowańcy popatrzyły na mnie z oczami
pełne nienawiści i zaczęły warczeć na mnie z pianą w buzi, nawet
szczenięta (dopiero potem zrozumiałam, że to była cząstka watahy).
Później pojawiłaś się ty. Koniec.
Merle popatrzyła na mnie z trochę zdziwionym wzrokiem, i zrozumiałam, że
lubi stawiać na swoim. Później powiedziała do mnie z trochę
rozkapryszonym głosem:
-Niezła historyjka, Hano, A tak w ogóle, to skąd jesteś?
-Hmmm... w sumie to sama nie wiem, a co?
-A nic, nic...- odpowiedziała mi wadera.
Gdy pokazała mi swoją technikę walki, zaproponowałam, czy nie pójść już
do domu. Merle się zgodziła, i uśmiechnęłam się od ucha do ucha.
Wilczyca coś burknęła pod nosem, gdy zobaczyła, jak się uśmiechnęłam.
-Wydajesz mi się niezłą wariatką, Hano - Zauważyła Merle
Trwała dziwna cisza. Nigdy nie słyszałam, aby ktoś do mnie tak
powiedział! Ale odrazu poprawił mi się humor i powiedziałam swoją
ulubioną frazę:
-Tylko wariaci są czegoś warci.
<Merle?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz