Gdy wstałam poszłam się przejść.Mróz szczypał w nos, a z nieba lekko opadały płatki śniegu.Szłam przed siebie , nawet sama nie wiem gdzie mam iść, moim celem jest iść przed siebie.Kilka metrów dalej zauważyłam wesoło przechadzającego się Saccera.Poczułam w moim sercu pewne ukłucie, poczułam coś takiego, że natychmiast muszę porozmawiać z nim.
-O Roksi kochanie!
Już chciał mi dać buziaka, ale się osunęłam.
-coś się stało Roksi?
I nagle coś ścisnęło mnie w gardle, coś we mnie pękło.
-Tak stało się! Widzę, że mało dla ciebie znaczę, nie odzywasz się tyle, nie przychodzisz, a teraz raptem "Kochanie" i jak by się nic nie stało! Przed temu jeszcze to tolerowałam bo mówiłam sobie" to tylko tak na razie" ale się myliłam!
-ale uspokój się
-Ty nic nie rozumiesz, nic!
Łzy cisnęły mi się na oczy, czułam się okropnie.
-Myślisz, że jak to dalej będzie wyglądało?! W taki sposób, wiesz co na razie nie mogę po prostu nie mogę.Chyba na razie nie chce cie widzieć, a raczej ty mnie nie zobaczysz, skoro i tak nie widujesz się ze mną.
Dłużej już tego nie wytrzymałam, uciekłam z tego miejsca.Biegłam jak najdalej stąd by mnie już nikt nie zobaczył. Biegłam po jakimś błocie które bryzgało moim futrze i zlepiał ze sobą włoski.Łzy ciągle płynęły mi po policzku. Holerne życie!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz