poniedziałek, 30 grudnia 2013
od Nekare do Kazana
Następnego dnia byliśmy już w domu. Nie mogłam na siebie patrzeć. Po mimo dobrej opieki, rany sprawiły moje futro rzadkim, brzydkim, twardym. Wiadomo kobieta zawsze znajdzie powody do zmartwień.
- Co ci? Jakoś tak zamilkłaś. Coś nie tak?
- Nie nic...
- A jednak.- powiedział dociekliwie i usiadł przy mnie.Położyłam mu głowę na karku, jednak szybką ją zdjęłam.
-Sss!- syknęliśmy równocześnie z bólu. Po chwili zaczęłam się śmiać.
- Czemu się śmiejesz? To nie jest śmieszne. Nawet się do ciebie przytulić nie mogę- Jęknął Kazan.
-Jesteśmy jak para staruszków- śmiałam się dalej- Przy każdym ruchu jęczymy.
Siedzieliśmy i śmialiśmy się. Nagle do jaskini wpadła wadera:
Kazan podniósł się nerwowo.
Wadera rzuciła się na niego, zaczęła do obściskiwać, lizać po policzkach. Tak w tym momencie byłam zazdrosna, choć trudno u mnie wywołać tego typu reakcje. Kazan odpychał ją od siebie, ale wyjątkowo nieudolnie. Wątpię żeby basior jego rozmiarów nie dałby sobie rady z wilczycą jej pokroju (była dość chuda i drobna).
- Kazan wreszcie cie odnalazłam!- krzyknęła z zachwytem. Myślałam że mnie coś trafi, ale nie dałam tego po sobie poznać. zacisnęłam zęby tak mocno, ze się nawet nie odezwałam, nie żądałam wyjaśnień. Chciałam mieć w końcu święty spokój. Żeby było normalnie.
Kazan patrzył na waderę jakby ją pierwszy raz w życiu zobaczył.
- Ah no tak. Nie pamiętasz mnie? To ja Ophellie.- powiedziała, a Kazan zrobił minę typu : O co ci chodzi kobieto?!
Ja chciałam wyjść, ale jednocześnie chciałam usłyszeć tłumaczenia Kazana. Czy naprawdę jaje nie zna?
Kazan?
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz