Spałam wygodnie, nagle coś mnie obudziło. sama nie wiem co- nie był to
hałas, ani zapach, ani nic innego- po prostu COŚ. Zerwałam się,
rozejrzałam- nigdzie nie było Kazana. Nie wiem czemu ale serce zaczęło
mi strasznie kołatać. ,,Już wiem... To nie był sen... Tylko wizja..."
Wybiegłam z jaskini. Rozejrzałam się. ,,Miało tu być zawalone drzewo!"-
myślałam. ,,Moje wizje zawsze się sprawdzają!" Zawołałam wiatr.
- Gdzie on jest?!- krzyczałam
- Pod drzewem.
- Ale gdzie to drzewo?! Nic nie widzę!- krzyczałam, a wiatr oddalił się w
kierunku lekkiego, niemalże nie zauważalnego wzgórka. Domyśliłam się o
co chodzi. zaczęłam kopać i wiatrem rozgarniać śnieg. Najpierw poczułam
zapach, a później ujrzałam samego basiora. Drzewo było zbyt ciężkie... i
jeszcze śnieg. Nie było czasu. Mocą zwaliłam ziemię pod pniem, a ten
wpadł do ogromnej dziury. Teraz pozostał problem samego transportu
skostniałego Kazana do jaskini. Pobiegłam po koc, położyłam wilka na
kocu i zaczęłam ciągnąć za jego drugi koniec. Zajęło mi to dużo czasu-
Kazan nie należny do najmniejszych, a ja nie jestem żadnym siłaczem.
W jaskini po wtarganiu basiora na posłanie, z trudem rozpaliłam ognisko.
Przykryłam Kazana stertą kocy, położyłam się obok niego. Chciałam pójść
po lekarza, ale wiedziałam że w taką śnieżyce nie dojdę. Leżałam obok
niego i lizałam jego lodowate łapy. ,, A co jeśli połamało mu żebra?
Może się wykrwawić. Albo już nie żyje? Chociaż nie, oddycha... Ale
słabo!"
- Kazan! Obudź się... Proszę...- Jęczałam liżąc go po pyszczku.- Słyszysz?! Wstawaj!
Kazan? Obudź się...
<ps. Sorki że tak długo, ale myślałam że już odpisałam :P>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz