Po
kilku dniach wędrówki znalazłam w końcu znalazłam watahę do, której
mogłam dołączyć. Byłam tak wyczerpana, myślałam, że nie dotrę do żadnej
jaskini, w której będę się mogła schować. Ta wilczyca, która czołgała
się przez "centrum watahy" w niczym nie przypominała tej walecznej
wadery, która mordowała inne wilki. Większość wilków oderwała się od
swoich zajęć i przyglądała się temu nieszczęściu, które czołgało się po
ziemi. Niestety nikt nie wybiegł na powitanie. Mam na myśli oczywiście
moją rodzinę. Całą wędrówkę wierzyłam jednak, że ktoś będzie na mnie
czekał. Na próżno.
Mój intensywny niebieski kolor bladł z kroku na krok. Traciłam siły. Nie miałam już dla kogo żyć. Dzieci, partner, rodzina. Nic już nie wypełni tej pustki w moim sercu. Teraz nie byłam jak dawniej. Byłam szara. Nagle łapy się pode mną załamały i z hukiem runęłam na ziemię. Gdzieś głęboko w duszy moja wilczyca głośno wyła. Straciłam przytomność. <dokończy ktoś?> |
|
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz