Siedziałem za jakimiś kratami ,które były całe we krwi.Z sufitu kapała woda.W małej dziurze w ścianie mieszkał szczur.Ściany całe podrapane.Już miałem rozpoczynać plan ucieczki,kiedy sami po mnie przyszły kraty zaskrzypiały i otworzyły się
-Wyłaź! -usłyszałem
Nie wiedziałem ,że tej wiedźmie przyjdzie to do głowy?! Po tej akcji mi już na pewno nic do głowy nie przyjdzie...Mieli mi ją obciąć.Sprytnym ruchem wykiwałem ich dziadowskie kajdany.A następnie na oczach królowej zabiłem wszystkich,to było prostsze niż mi się wydawało.Oni byli wilkami śniegu,a ja ? Ognia! HAH! i tu was mam xD Mimo to byłem zmęczony oddychałem szybciej.Przez chwile ja i pani śnieżka
staliśmy na przeciw siebie.Ta niby królowa patrzyła się na mnie z lekkim zdumieniem i zachwytem,ale ja się nie dziwie jestem przystojny ^^ ok koniec komplementów przejdźmy do sedna sprawy...
-Oddaj ją ty jak ci tam i będzie po wszystkim-uśmiechnąłem się sztucznie
Zaśmiała się złowrogo-Ją mogę oddać,ale ty mi się przydasz!
-Co? Ani mi się śni ja już mam mamusie! Hah...walnięta wariatka...
Myślisz,że możesz wszystko mieć,nas jest 2 a ty? tylko jedna.
-Nie umiesz liczyć?
-To ty nie umiesz-z prędkością światła stanąłem obok Zeldy rozkułem ją i zabrałem tam gdzie stałem wcześniej na przeciw tej "wariatki"-Nie dość ,że nie chodziłaś do psychiatryka do jeszcze do szkoły...-zaśmiałem się
-Zobaczymy kto zaśmieje się ostatni.-klasnęła w dłonie.Z ziemi pojawiły się 3 golemy.
Popatrzyłem chwile na golemy.
-ok...-następnie popatrzyłem na Zelde-to wiejemy-chwyciłem Zelde za łapę i pobiegliśmy w stronę lodowej bramy.Przed nami pojawił się kolejny golem.Nie wahałem się ani chwili.Biegłem z Zeldą prosto na niego
-Co my robimy?!-zapytała zaniepokojona
-Spokojnie ja zawsze wiem co robię-na mojej twarzy zawitał uśmieszek zwycięstwa.
Wskoczyliśmy na golema,a następnie dzięki jego wysokości przeskoczyliśmy mur.Mur był dość wysoki,nie chciałem aby się połamała w powietrzu narzuciłem ją sobie na plecy,a sam z wielkim uderzeniem runąłem na ziemie.Powstrzymywałem się od bólu,ale nie było czasu.Trzeba było uciekać.Wielka brama otworzyła się ,a w jej wejściu widniały golemy.Ponownie ruszyły za nami w pogoń. Na szczęście nie daleko był lód.My się ślizgaliśmy w stronę watahy,bo w tamtym momencie byliśmy poza jej granicami,a golemy? zapadli się przez środek ciężkości.Kiedy byliśmy już na naszych terenach padłem na ziemie.
-No chodź-powiedziała uśmiechnięta Zelda,po chwili kiedy się obejrzała ujrzała mnie konającego.
Powoli podniosłem się i kuśtykając już na 2 łapy doszedłem do jaskini...
(Zelda?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz