Leżałem w jaskini,konkretnie spałem.Usłyszałem wycie.To Zelda. Mimo przestrogi Valixy musiałem zainterweniować.Wybiegłem na zewnątrz jaskini.Przez cholerny śnieg nie ujrzałem wiele,ale wystarczył mi ich zapach,w końcu nos nie jest tylko i wyłącznie dla ozdoby. Ślady szybko zasypywał śnieg,byli coraz dalej,a mi było coraz trudniej ich znaleźć do tego ta rana na łapie...wcale nie pomagała...
Moje oczy zaiskrzyły,a źrenice zwiększyły. Przede mną widniał oblężony zamek z lodu? Sam się sobie dziwie,zawsze myślałem ,ze bajki to bajki...Chyba nie znałem poprawnej definicji słowa "bajka"
Dookoła straże,mury wysokie,ale moje umiejętności wyższe.Stałem się nie widzialny,a w odpowiednich momentach :D (no widzialny)
Jako przezroczysty basior zbliżałem się do wroga,dusiłem,wbijałem sztylet w plecy,paraliżowałem itd. nic orginalnego. Wszedłem przez ogromne bramy do wnętrza,a tam? Suprise! Wokół mnie pełną uzbrojonych wilków.Nie było co walczyć,byłem jeden i na dodatek osłabiony. Podniosłem łapy do góry. Głowę spuściłem ku ziemi.
Dwóch podeszło do mnie skuli i popchnęli na ziemię.Zaprowadzili do sali tronowej. Do tej śnieżnej wiedźmy. Kopnęli mnie w jej stronę. Ona dumna siedziała na tronie.Obok niej Zelda.
-Masz zaszczyt stanąć przed Królową Zimy!-powiedziała
-Kobieto,to tylko twoje wymysły idź do psychiatryka ty nie władasz tym cholerstwem atmosferycznym!
Jesteś jakaś upośledzona-zaśmiałem się ironicznie
Ona nic nie powiedziała machnęła ręką ,a oni pojmali mnie i zaprowadzili do lochu
-Będzie dobrze,za chwile wracam-szepnąłem
Poczułem wzrok Zeldy na mnie.
Rzucono mnie do obleśnego lochu.
(Zelda ? chcesz coś dodać?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz