"Jest w porządku".Te słowa,sprawiły że miałam o połowę zmartwień
mniej.Teraz wystarczyło tylko wydostać z czasowej pułapki Alfę...Czemu
czasowej?W środku zapewne jest strasznie dużo dymu,co uniemożliwia
oddychanie a i jeszcze nie ma żadnych otworów żeby do wnętrza wpływało
powietrze.Udusiła by się.
-Słuchaj....może zrobimy tak.Ja pobiegnę po pomoc....bla bla bla bla....
ty ja odkopiesz i blabla bla...-Kazania mojej przyjaciółki strasznie
mnie zmęczyły...
-ROAR!!!-krzyknęłam i z całej siły przywaliłam w pień drzewa który
prawie się przełamał.-Aquas!Co tak stoisz?!Pomóż mi!-poganiałam
wilczyce,aż w końcu,po piętnastu minutach,udało nam się rozwalić drzewo.
*Ekche* *ekche* *ekche* .Gdy weszliśmy do jaskini,od razu zaczęliśmy
kasleć,gdyż było w niej pełno dymu.W rogu jaskini,zauważyłam całą
zakrwawioną Valixy.Była nieprzytomna.Podbiegłam do niej w jednej chwili i
już byłam z nią na zewnątrz.
-Zrób coś!-krzyknęłam.-Słyszysz mnie?!Obudź się!Obudź się!!!Dajesz!-krzyczałam.
-Avalon,spokojnie!Krzykami nic nie zdołasz!Połóż ją na ziemi.-usiadła
obok niej i zaczęła się cała świecić.-Odsuń się.-powiedziała,łagodnie
ale stanowczo.Nagle,Valixy i ona zaczęły błyszczeć rażącym
światłem,prawie że oślepiającym,zamknęłam oczy,było dal mnie za
jasno.Rany Valixy zaczęły się goić,ale tylko te drobne.Po pięciu
minutach,Aquas padła obok niej ze zmęczenia.-Więcej już nie dam rady
zrobić-wyszeptała-Ma za poważne rany,a ja jeszcze nie jestem zbyt
uzdolnioną uzdrowicielką.Zanieś ją do lepszych uzdrowicieli,ja dam sobie
rade-uśmiechnęła się i zasnęła.Wzięłam Valixy na grzbiet,i powoli,ale
żwawo ruszyłam do jaskiń.Byłam zmęcozna rozwalaniem pnia,a jeszcze
Valixy nie była piórkiem.W końcu doszłam do jaskini Magnoli i Derlisa i
bez uprzedzenia wparowałam do jaskini i opadłam na ziemię.
(Magnolia?Derlis?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz