środa, 24 stycznia 2018

Od Rosalie c.d. Tristana, Minx

Biegłam wśród drzew obciążonych grubą warstwą śniegu, które chyliły swe gałęzie ku ziemi, niczym dłonie potrzebujące pomocy. Wiatr szarpał znacząco sierść na grzbiecie i przeszywał ostrzami mrozu. Łapy brodziły w gęstym białym puchu. Przecinałam kolejne długości lasu. Do nozdrzy nagle wpadł mi niepokojący zapach. Zatrzymałam się i rozejrzałam na boki. Za opadniętym krzewem dzikiej róży coś leżało w śniegu. Podeszłam bliżej. Nie wiem, czy nie żałowałam tej decyzji. Mym oczom ukazał się wzdrygający obraz. Na ziemi leżało zamarznięte ciało białej klaczy jednorożca, a przy niej półmiesięczne źrebię. Klacz wyglądała okropnie, jej puste martwe oczy wpatrywały się we mnie, z nozdrzy i pyska wyciekała jej rozkładająca się brunatnoczarna maź. Źrebię musiało paść z głodu i wyziębienia. W tej chwili czułam wielką niemoc i przerażenie, że to wszystko wymyka się z granic opanowania. To już kolejne zmarłe sztuki. Badawczym wzrokiem przyglądałam się ciałom jednorożców, żeby zebrać informacje na temat, co takiego zabija. Właściwie widziałam tylko wyniki choroby, a nie jej przyczynę. Moja ciekawość nie mogła znaleźć zaspokojenia.  Jednocześnie odrzucał mnie ten widok, a z drugiej zaś strony rodził kolejne pytania. Wniosek nasuną mi się jeden: "cokolwiek to jest, zabija". Jak musimy być słabi skoro nie umiemy tego zatrzymać. Jak my alphy mamy patrzeć jak to coś pochłania swoje ofiary, być tak bezsilni... chyba, że pierwsi zdechniemy. Chciałabym móc uratować wszystkich, ale nie potrafię, nie potrafię uratować kogokolwiek.
Wciąż wpatrywałam się w oczy klaczy, czułam oddech śmierci na swoim karku. Kłęby myśli powodowały to, że trudno było mi się wogle ruszyć choć o centymetr. Moje ciało stało się głazem, tylko, że nie było tak mocne jak głaz.
- Rosalie! Rosalie! Rosalie! Do cholery jasnej, popatrz się na mnie!
Poczułam mocne szturchnięcie w bok, a w oczach zapanowała ciemność. Później odzyskałam łączność ze światem rzeczywistym. Na przeciwko siebie ujrzałam Silvera.
- O to ty- wychrypiałam.
- Nigdy nie patrz długo w oczy zmarłego bo patrzysz samo prosto w oczy śmierci, a nie ma jej co nadaremnie  drażnić, nieprawdaż.- Jego głos był zmartwiony, ale podpalany dziwnym entuzjazmem, co wydawałoby się do tej chwili niestosowne.
- I tak zbiera swe żniwo ponad to Silver.- odrzekłam przejęcie.
- Dlatego cię karcę, bo nie możemy tak stać w miejscu.- Wyraz jego pyska stał się bardziej surowy.
- Ale my i tak stoimy w miejscu, jesteśmy jak dzieci we mgle. Musimy to chociaż spowolnić. Wiesz coś nowego?
- Coś...-Uciekł wzrokiem- Czekamy na odpowiedź od najwyższych watah, Pierwotni może nam pomogą.- Oddalił się i przystanął przy klaczy, zaczął odmawiać modlitwę, łapą zakrył oczy, po czym ułamał róg.
Bez słowa opuściłam tamto miejsce i skrótem pokierowałam się w stronę mojej jaskini. Śnieżyca przybrała na sile i rozhulała się na dobre, gdy przebrnęłam progi jamy.
Szłam skalistym korytarzem i obrałam dłuższą drogą, chcąc upewnić się, że chociaż tu wszystko gra. Wpatrywałam się w migoczące światełka odbijające się od tafli strumyka płynącego przez Wielką Jaskinię Aplh. Próbowałam oczyścić trochę  myśli i skoncentrować się. Atmosfera ciszy, harmonii i spokoju była już przypisana temu miejscu. Po drodze spotkałam się z wzrokiem ojca i skinęłam mu na powitanie i już bezpośrednio udałam się do groty. W powietrzu unosił się wonny zapach ziół i suszonych kwiatów. Szturchnęłam nosem starą książkę leżąca na podłodze i odsunęłam w kąt, gdzie znajdował się cały ich stos. Nagle w moich myślach pojawił się znajomy mi głos, a na ścianie widniał powiększający się cień.
- Rosa?- W moim kierunku szedł Tristan i nawiązywał kontakt poprzez telepatie.
- Tak Tristan?- W końcu pojawił się na przeciw mnie.
- Rosalie, obawiam się, że będę potrzebował pomocy.- Wchodząc wlókł łapę za łapą i wyglądał na bardzo osłabionego.
- Nie wyglądasz za dobrze. Proszę usiądź tu.- Pokierowałam go na posłanie, które wyłożone było skórą kozicy.- Zaraz podam ci coś na wzmocnienie. Ze spiżarni wyjęłam już wcześniej przygotowaną mieszaninę z naparu ziół i miodu od górskich pszczół. Podałam do wypicia Tristanowi.
Po chwili w jaskini rozbłysło światło teleportu i całym swoim ciężarem uderzyła o ziemię Minx.
- Ja....- Wadera chciała zerwać się do podniesienia z podłogi, ale łapy uginały się pod nią. Podbiegłam do niej i złapałam by nie uderzyła się głową o podłoże. Jej ciało całe drżało, a oczy nie reagowały, traciła przytomność.
- Ejejej Minx nie odpływaj mi tu, jeszcze nie zasypiaj. Masz strasznie wysoką gorączkę.- Zawlokłam ją do Tristana i tam położyłam. W pędzie zaczęłam szukać drewnianej skrzynki, w której znajdowały się surowice w razie ciężkich przypadków. Przekopując się pośród moich zapasów w końcu odnalazłam to czego szukałam. Dobyłam niewielkiej skrzyneczki i otarłam wieko z warstwy kurzu. Wyjęłam z jej wnętrza dwie strzykawki wypełnione bladoczerwonym płynem.
- Ten zastrzyk może was zaboleć, ból będzie rozlewać się po całym ciele, ale w końcu poczujecie ulgę.- Gdy skończyłam ostrzeżenie wbiłam i wpuściłam zawartość wprost w ich ciała.
Tristan zaczął skowyczeć, a Minx lekko skrzywiła pysk i wydała z siebie pisk bliski do pisku szczenięcia. Przyłożyłam swoje łapy do nich i skupiłam się na tym, by odebrać im chociaż trochę bólu. Uderzyło mnie ciepło, a później ból, jakby ktoś przypalał mnie żywym ogniem, oczy wypełniły się błękitnym blaskiem. Zacisnęłam kurczowo szczęki. Pobudziłam swój umysł do działania i wytężyłam swoją moc: najpierw kojącą, później uzdrawiająca, a na koniec nasenną. Po wszystkim opadłam na ziemię. Odetchnęłam ciężko. Oboje popadli w objęcia morfeusza. Patrzyłam jak bezwładnie ich ciała rozciągnęły się. Czułam pewna ulgę, ale nie była ona długa. "Surowica na ciężki przypadek" tylko, że to dopiero początek. Owszem, powinna poprawić ich stan, jednak, to ich nie uleczy, a to dopiero początek. Nie chcę patrzeć jak cierpią moi przyjaciele, nie mogę na to pozwolić. Trzeba znaleźć jakieś antidotum, inaczej umrzemy wszyscy. Ale nikt nie zna odpowiedzi, co to jest.
Opuściłam głowę na leżące łapy. Zapadła cisza. Do uszu docierały tylko ciche oddechy i miarowe bicie serc.
<Minx, Tristan>
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz