Bez celu szłam przed siebie jak każdego innego dnia. Uważnie rozglądałam się dookoła
i nasłuchiwałam każdego szmeru. Mimo, że słońce już dawno wzeszło, niczego jeszcze nie upolowałam. A las ciągnął się i ciągnął w nieskończoność. Hope niecierpliwie wiercił mi się na plecach. W końcu ten wiecznie nienajedzony smoczek wdrapał się po mojej sierści pomiędzy uszy
i zwinął w kłębek. Uśmiechnęłam się lekko. Jednak dla pewności, że żaden drapieżny ptak przypadkiem się na niego nie rzuci, delikatnie dotknęłam go łapą. Gad stał się niewidzialny. I na całe szczęście, bo po chwili spomiędzy drzew wyłonił się jakiś wilk. Wystraszona zrobiłam kilka kroków do tyłu i oczywiście zatrzymałam się na drzewie. Patrzyłam na niego ogromnymi, niebieskimi ślepiami. Mimo tego, że szukałam nowej watahy, bałam się spotkania z pojedynczym wilkiem. Kto wie jak zareaguje? Zaatakuje czy raczej będzie przyjazny? Chciałam coś powiedzieć, lecz język ugrzązł mi
w bezruchu. Czy mnie jeszcze nie zauważył? Może mogłabym jeszcze uciec? Ale tak nigdy nie dowiedziałabym się, czy w pobliżu jest jakaś wataha. Więc zaparłam się w sobie i czekałam na ruch.
(Ktoś?)
(Ktoś?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz