Gdy szłam już w stronę swojej jaskini, coś mignęło mi przed oczyma. Jednak stwierdziłam, że przewidziało mi się.Szłam dalej, ale czułam jakiś wewnętrzny niepokój.Przyśpieszyłam trochę kroku i zaczęłam się rozglądać. Skupiłam myśli.Coś wisiało w powietrzu.Dziwny instynkt pchał mnie do przodu:"prędzej, prędzej, niebezpieczeństwo".
-Ach, już coś mi się przewidziało, a teraz myśli krążą nie wiadomo gdzie.- Wymamrotałam, wściekle pod nosem.
Nagle do mych uszu dobiegły wołania.Wsłuchałam się bardziej.Wołali moje imię. Byłam już parę metrów od jaskini. Grono weszło chyba do jaskini i w tedy rozległ się ni to wrzask ni to pisk.Wbiegłam do środka i zauważyłam Deucaliona, wyglądem przypominającego mnie.
-Padnij!- Zawołałam za wilkami, te szybko zareagowały.Stworzyłam kulę mocy zniszczenia.
- Morietur in aeternum- Wypowiedziałam słowa zaklęcia i wycelowałam kulę w niechcianego gościa. Deucalion ostatni raz zaśmiał się złowrogo i nie zdążył odskoczyć, gdy kula wbiła się w niego, ten rozprysł się w czarny pył i znikł. Jednak me myśli dobrze podpowiadały, mój instynkt mnie nie zawiódł.
-Magnolia! Dobrze, że jesteś. Deucaliony przedarły się przez osłonę.- Denis powiedział informację, o której już się domyślałam.
-Ruszamy!-Powiedziałam stanowczym głosem.
-Ale tylko my?-Odezwał się Raz.
-Jak połączymy siły damy radę, Derlis może też nam zaraz pomoże. A teraz nie ma czasu na gadanie, ruszajmy, bo Deaucaliony rozprzestrzenią się po całej watasze, tak chociaż mamy ich w kupie.I pamiętajcie z kim walczycie, nie ulegajcie ich wizjom!- Ruszyliśmy ile sił w łapach, udaliśmy się na granicę watahy, gdzie była przerwana osłona. Po chwili u mojego boku pojawił się Derlis z Merle.
W krótkim czasie znaleźliśmy się przy granicy.Najpierw oceniliśmy sytuacje, a potem przeszliśmy do tego, po co tu przybyliśmy.
-Na nich!- Derlis wydał rozkaz.Wilki zaczęły atakować, nieprzyjaciół.Deucaliony ruszyły na nas.
Deucalionów było sporo, nawet dość sporo, ale musimy sobie z nimi poradzić i nie dopuścić do tego, by te kolejne przebrzydłe stworzenia wtargnęły tu. Dwa biegły w moją stronę i ścięłam je ostrzem zaklęcia.
-Morietur in aeternum!-Deucaliony padły jak długie na ziemię. Jakiś skoczył tuż obok mnie i przemienił się w Derlisa, ale jego spojrzenie było inne niż Derlisa. Liczył na to, że się ugnę. Wywołałam wir powietrza i wpakowałam go w to, a potem z dużym wyrzutem wyniosło go. Potem coś strąciło mnie z nóg, ale któryś z wilków pomógł mi, strącić go z siebie.
(Jak tam wasza walka? Raz, Daiki?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz