-Idziemy tam gdzie wskazuje zorza
-ok
Truchtem biegliśmy w stronę zorzy, z czasem coraz bardziej przyspieszaliśmy. Zaczęliśmy się ścigać.Nie mogłam opanować śmiechu gdy zaczęliśmy do siebie robić głupie minki i coraz szybciej biec.W końcu moje siły zmalały i trochę zwolniałam, pozostawiając w tyle.Insidios obejrzał się do tyłu i uśmiechną się, po czym zwolnił i zrównał się ze mną.
-już męczona?
-no coś ty, po prostu ile można biec
-haha a jednak
Spojrzałam w niebo, a kolorowe światła stały się już intensywniejsze i jeszcze piękniejsze.
-są coraz piękniejsze- stwierdził Insidios zadzierając do góry głowę
-jesteśmy coraz bliżej gór
-pięknie
-musimy teraz pójść trochę w górę by zobaczyć pewne miejsce
Poszliśmy dróżką, która prowadziła na wzgórze, nie była ono mocno stroma, ani za specjalnie wymagająca. Po drodze mijaliśmy drzewka motylowe, na których to zawsze pełno motyli, chodź dziś już nie ma ich tak wiele z racji, że niektóre są podatne na temperaturę.Jeden z motyli przysiadł akurat na moim nosie, ale zachciało mi się kichać.
-do twarzy ci z nim
-zaraz to on wyląduje z dala od mojej twarzy bo zbiera mi się na kichanie
Lekko podmuchałam, by odstraszyć motyla, żeby biedaczek nie musiał się zbierać ze skały.Całe szczęście posłusznie odleciał i w tym samym momencie kichnęłam
-na zdrowie
-dziękuje, o popatrz już widać nasz cel
Przeszliśmy jeszcze kilka metrów i naszym oczom ukazało się to miejsce:

(Insidios?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz